Monastyr David Gareja 2016
2015-10-13
Za Wikipedią: Dawit Garedża (gruz. დავითგარეჯა; azer. Keşiş dağ) – kompleks monastyrów (Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego) położonych w Kachetii we wschodniej Gruzji, na półpustynnych stokach góry Garedża. Część kompleksu znajduje się w rejonie Ağstafa, na terenie Azerbejdżanu, dlatego też Dawit Garedża jest tematem sporu między władzami gruzińskimi i azerskimi. Kompleks kościelny został założony w VI w. przez jednego z trzynastu syryjskich mnichów, którzy przybyli w tamten region. Jeden z mnichów Dawid osiedlił się w naturalnej jaskini w Górze Garedża, w późniejszym czasie wybudował pierwszy monastyr – Lawra. Uczniowie Dawida: Dodo i Lukiane założyli następne dwa monastyry: Rka i Natlismcemeli.
Plan dnia był następujący:
08:00 Śniadanie
10:00-13:00 Droga do David Garedża Monastery
13:00-15:00 Zwiedzanie David Garedża Monastery + Piknik
15:00-18:00 Powrót, kolacja
Prawie się udało. jednym małym minusem, który nie był do końca przemyślany, to trasa do David Gareja. Zdaliśmy się na GPS…
Po śniadaniu, zapakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy. Nawigacja którą mieliśmy kierowała nas szybko i sprawnie. Tak szybko i sprawnie, że jeszcze w Tbilisi usiłowała poprowadzić nas pod prąd ulicą jednokierunkową, a następnie przez dworzec autobusowy.
Trochę zawracania, kluczenia i jedziemy dalej. Pojechaliśmy drogą przez Rustawi. Samo miasto wygląda, jakby było kiedyś naprawdę tętniącym życiem ośrodkiem kultury. Dziś częściowo wygląda jak spora część miast Gruzji – miejscami pozbawione asfaltu drogi, odrapane tynki… Dawny park w stanie rozkładu, główny plac w kiepskim stanie. A na peryferiach miasta morze ruin. Z Rustawi do David Gareja jest już blisko – jakieś 25km w linii prostej. Gdybyż to było takie proste. jechaliśmy drogami polno błotnymi, napęd 4×4 był co prawda niepotrzebny, ale dość przydany. Mijaliśmy fabryki wyglądające jak z XIX wieku, ruiny aż w końcu wszystko to zostało za nami. Pojawił się płaski step i odległe góry
Jechaliśmy dalej. Krajobraz był dziki, aczkolwiek pojawił się asfalt. Niestety. Niestety, bo lepiej jechało się po drogach szutrowych niż po tej namiastce asfaltu, właściwie jego resztkach. W pewnym momencie ekipa z tylnego siedzenia zaczęła krzyczeć, że widzi sępy. Fakt, 100km między Tbilisi a David Gareja jechaliśmy już 3h, ale to nie powód jeszcze, żeby pojawiły się sępy. Ale zostało mi pokazane, że faktycznie – jakieś wielkie ptaki siedzą na górce dość daleko od drogi. Zatrzymałem się i zrobiłem zdjęcia – może ktoś będzie tak miły i powie co to za zwierzęta?
Mniej więcej w tym miejscu zastanawialiśmy się, po której stronie granicy jesteśmy. GPS nie był do końca przekonany. Jadąc dalej zobaczyliśmy wykute w skale jaskinie.. Ewidentnie monastyr. Trochę się zmartwiłem, bo jeśli byliśmy od strony Gruzji, to nie mieliśmy prawa widzieć wejść do jaskiń – są po stronie Azerbejdżanu. Na szczęście okazało się, że to wcześniejszy monastyr, a do David Gareja jeszcze zostało 10km. Zatrzymaliśmy się rozprostować kości i popatrzeć z dala na monastyr.
kolejne 30 minut na te ostatnie kilka kilometrów. Zaczyna kropić. Żyć nie umierać…
Dojechaliśmy na miejsce. Na parkingu kilka aut, w tym jedno serwujące kawę i herbatę. Normalnie szok na krańcu wszechświata. Na szczęście deszczyk osłabł i można było iść zwiedzać. Co ciekawe, trafiliśmy akurat na ekipę remontową – remontowali schody, wejście i część murów, które zawaliły się od ostatniej naszej wizyty
Mimo kiepskiej pogody postanowiliśmy wejść kawałek na górę. Skały były o tyle chropowate, że nie ślizgaliśmy się mimo wilgoci. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć monastyr z góry. Zastanawialiśmy się nad wejściem na szczyt – co moja kondycja by pewnie nie pochwaliła. Na szczęście pogoda była na tyle niestabilna, że uznaliśmy, że wracamy do samochodu. I dobrze, bo ostatnie 500m wracaliśmy w deszczu.

Wracaliśmy przez Udabno (gdzie Polacy prowadzą knajpę i hostel – niestety zamknięty jak jechaliśmy) i na okrągło, ale główną drogą. W międzyczasie wjechaliśmy w niskie chmury – widoczność była maksymalnie 10m. I tak jakieś 20km. Na szczęście wracaliśmy już o wiele szybciej – drogą dookoła była 3 razy szybciej…
Następnie zajechaliśmy do centrum na kolację do restauracji Machakhela
Nina została z Tuptaczkiem w domu – a ja zabrałem mamęEwę do… bani!
Gruzja - Vanis Kvabebi
Gruzja Vanis Kvabebi
Gruzja Vanis Kvabebi Gruzja Vanis Kvabebi Gruzja Vanis Kvabebi Gruzja Vanis Kvabebi Gruzja Vanis Kvabebi Gruzja Vanis Kvabebi
Gruzja Vanis Kvabebi Gruzja Vanis Kvabebi Gruzja Vanis Kvabebi Gruzja Vanis Kvabebi Gruzja Vanis Kvabebi
Gruzja Vanis Kvabebi
Gruzja Vanis Kvabebi Gruzja Vanis Kvabebi Gruzja Vanis Kvabebi Gruzja Vanis Kvabebi Gruzja Vanis Kvabebi Gruzja Vanis Kvabebi Gruzja Vanis Kvabebi