Przed siebie, byle dalej! | Paryż – Dzień 2 (2 sierpień 2012r)
Poruszanie się metrem jest bardzo łatwe i intuicyjne. Wszędzie są mapki z pokazanymi trasami i opisanymi przystankami. Wysiedliśmy przy Polach Elizejskich (Champs Élysées) i podziwiając architekturę dotarliśmy do Łuku Triumfalnego.
Zrobiliśmy sobie parę zdjęć i spacerowym krokiem podążyliśmy w stronę wieży Eiffla.
Gdy wreszcie dotarliśmy na miejsce (Bartosz: to był całkiem konkretny spacerek), okazało się, że kolejka do windy wjeżdżającej na górę jest strasznie długa, w związku z tym postanowiliśmy najpierw posilić się i trochę odpocząć, a następnie podjąć wysiłek zdobycia wieży (Bartosz: raczej zdecydować, co robimy dalej. Na wysiłek zdobywania Wieży w tym momencie nie byliśmy zdecydowani – wręcz odwrotnie 😉). Do jedzenia kupiliśmy tosty z serem i szynką (4,5€) bagietki (5€) w budce za mostem. Bagietki w wersji z sałatą i pomidorem + tuńczyk/kurczak były na zimno, natomiast bagietki z serem i wędliną oraz tost były podgrzewane w tosterze. Następnie odbyło się “pół godzinki dla słoninki” czyli leżakowanie na trawie z widokiem na wieżę Eiffla na Polach Marsowych.
Zdobyć wieżę Eiffla można na 2 sposoby – wejść schodami na pierwszy i drugi poziom oraz wjechać na trzeci windą (10,5€) lub też całą trasę pokonać windą (13€). Zdecydowaliśmy się na wersję pierwszą. Do pierwszego poziomu jest 347 stopni a do drugiego kolejne 327 stopni (razem 674) ale muszę przyznać, że wchodzenie nie było takie złe, schody są całkiem wygodne. Widoki z każdego poziomu są rewelacyjne. Na samym szczycie można zafundować sobie lampkę szampana za 15€. Cieszę się, że mieliśmy dużo czasu na podziwianie widoków, bo są tego warte.
W poszukiwaniu obiadku skorzystaliśmy z aplikacji Trip Advisor Paris, która skierowała nas do Le Bosquet – 46 Avenue Bosquet, 75007 Paris. Zerknęlismy do kilku pobliskich restauracji, ale ponieważ ceny były na podobnym poziomie wrócilismy do Le Bosquet,
Pokaż Paris na większej mapie
która miała bardzo dobre opinie – i faktycznie kelner mówił po angielsku, nie musieliśmy długo czekać ani na obsługę, ani na jedzenie, a zupa cebulowa była wręcz przepyszna. Cenowo – małe piwo 4,5€, zupa cebulowa 7€, tatar 14,5€, sałatka cesarska 11€, tost z ciemnego chleba z szynką i serem kozim 11€, butelka czerwonego, „house wine” z Saint Emmilion 15€ (Bartosz: Jako, że to było winko z Saint Emmilion to zdecydowanie nie należy go określać jako „House wine” i było przepyszne!). Po obiedzie zrobiliśmy drobne zakupy w Lider Price (nektar pomarańczowy 1,33€, ser żółty w plasterach 1,69€, woda mineralna gazowana 0,37€)
Ponieważ powoli zbliżał się zachód słońca przespacerowaliśmy się z powrotem pod Łuk Triumfalny (9,5€) i tym razem weszliśmy na górę popodziwiać widoki i zrobić przepiękne zdjęcia podświetlonej wieży Eiffla (Bartosz: Przed wejściem na Łuk pan sprawdzający plecaki wskazał na mój statyw i powiedział łamaną angielszczyzną: „This is not allowed. Please don’t use it. It’s forbidden”. Potwierdziło się to parokrotnie na tarasie widokowym. Przyznam się, że scenki z podchodzącą ochroną do turysty z tekstem „This is not allowed here. It’s forbidden” wywoływała u nas salwy śmiechu).
Poszukując wejścia do metra koło Łuku Triumfalnego spotkała nas zabawna sytuacja – nie mogliśmy znaleźć wejścia więc zaczepiłam młodych chłopaków na rolkach prostym słowem “metro?”, nastąpiła chwila konsternacji, a następnie zapytanie czy mówię po hiszpańsku. W tym momencie nastąpiła moja konsternacja, czy ja mówię po hiszpańsku?? jednak po chwili doszłam do wniosku, że 30 słów plus kilkanaście liczebników ciężko określić, że mówię po hiszpańsku więc z wielkim żalem odparłam, że nie, a czy oni mówią po angielsku? No nie, nie mówią po angielsku. W związku z tym starym sposobem spróbowaliśmy na migi. W tym momencie podchodzi Adam z Bartkiem i pytają się po polsku, czy czegoś się dowiedziałyśmy i tu następuje radosny okrzyk chłopaków – trzeba mówić, że mówicie po polsku! Na to ja – no przecież powiedziałam – metro! Chłopaki skierowały nas na drugą stronę Łuku jednak okazało się, że 50m dalej było wejście do metra. Z jedną przesiadką dotarliśmy w okolice hotelu, do którego powlekliśmy się noga za nogą (Bartosz – a w duchu przesyłaliśmy do swoich współtowarzyszy wyprawy fale nienawiści, za kolejną „trasę adaptacyjną” 🙂 )
[/fusion_builder_column][/fusion_builder_row][/fusion_builder_container]
No comment yet, add your voice below!