Kolejnym punktem była czerwona wydma i tam poczuliśmy się jak na prawdziwej pustyni. Na górę weszliśmy po skale otaczającej wydmę, bo nie czuliśmy się na siłach popylać po piachu. Szczerze mówiąc, gdy wdrapaliśmy się na sam szczyt byłam bardzo zaskoczona, że dałam radę. Okazało się też, że Tomek wcale nie ma lęku wysokości. Widoki i klimat były niesamowite i nie mam słów, by to oddać. Mam nadzieję, że zdjęcia Adama oddadzą piękno tego miejsca. Z wydmy schodziliśmy już po gorącym piasku. Piach był tak gorący, że Krzyś z żalem musiał zrezygnować z turlania się a Adam wracał po skałach ponieważ jako jedyny założył sandały trekkingowe. Po zejściu z wydmy czekała na nas w namiocie herbata z szałwią, przepyszna. My w zamian za to poczęstowaliśmy wszystkich słodkim arbuzem. Sam namiot to raczej sklepik, w którym można było kupić jakieś drobiazgi typu miseczki, czy też chusty.
No comment yet, add your voice below!