Przylot

mogłeś mnie obudzić buraku!

Lipek

Na miejscu bez problemów, odebrała nas chyba córka Iriny i jeszcze jeden człek, na 2 auta pojechaliśmy do Hostelu Iriny. Nasz kierowca przez całą drogę użył 2 razy kierunkowskazu.

Nasza chyba córka Iriny migacz włączała na skrzyżowaniach. Dość szybko jechała, ale na czerwonym stawała. Spodziewałem się czegoś gorszego ;)
Lipek

Tbilisi wygląda nocą przepięknie. Trzeba będzie wybrać się na zdjęcia nocne.

A… I przechodzimy przyspieszony kurs przypominania sobie rosyjskiego…

Woda ciepła jest :)

Niezła akcja była na Okęciu, ale to możne Adaś przy okazji napisze, bo ja idę spać :p
Lipek

Dzień I Tbilisi.

Dokończę tylko chwilowo o przelocie. Na Okęciu wchodzimy do śluzy, a Nina nagle uznaje, że koniecznie w tej chwili musi nawiedzić WC. Przeszliśmy śluzę i postanowiliśmy zaczekać na Nią przy zejściu do autobusu. Za nami ktoś jeszcze się zatrzymał, poprawić plecaki, potem kolejna osoba… i tak 3/4 samolotu stało. Zanim załapaliśmy czemu ci ludzie stoją, minęło chwil parę. Nina przyszła i grzecznie ustawiła się na końcu kolejki (co zreszta jest do niej całkowicie niepodobne – od razu widac, że miala słabszy dzień). Gdy załapaliśmy co się dzieje, zawołaliśmy ją i poszliśmy razem z całą wycieczką do autobusu… Widać, jak ludzie reagują…. owczy pęd…Siedzę właśnie na balkonie u Iriny. Na balkonie jest łóżko i można nawet tam spać. Aczkolwiek 14 stopni w nocy nie zachęca do tego.Mam przed sobą taki widok:Ta część Tbilisi, w której mieszkamy, wygląda na stare miasto. Domy są podniszczone i ogólnie widać, że ludzie nie są zbyt bogaci. Z tego co jednak widzimy, są serdeczni, uśmiechnięci i chętni do pomocy.Spaliśmy dziś grzecznie do 12 czasu lokalnego. Czyli od 6 to nie jakoś strasznie długo, ale w sumie chyba wszyscy byliśmy wypoczęci. Dostałem od Lipka opiedziel, że nie obudziłem go, by mógł burzę oglądać, ale po prostu jest marudny jak zawsze.Zeszliśmy do Iriny, porozmawialiśmy na temat naszych planów i chyba zmienimy trasę. Kazbegi na najbliższe 2 dni mają deszczową pogodę, a gdzieś tam jest święto wina… więc chyba tam się udamy. Ogólnie Irina jest bardzo sympatyczna. Daliśmy jej kabanosy, które wyczytaliśmy, że bardzo lubi – ogromnie się ucieszyła. Stwierdziła, że zwykle dzieli się wszystkim co ma, ale kabanosami się nigdy nie podzieli (mòwiąc to schowała jej za plecy ;) ). Pokazała nam, gdzie wymienić dolary i gdzie zjeść. Ruszyliśmy w miasto.Lipek: Rozmowa z Iriną technicznie jest interesująca. Ona mówi mieszanką rosyjskiego z angielskim, wtrącając pewnie gruziński. Rozumiemy jakieś 70% właczając w to gesty. Nawet Michał, co nigdy rosyjskiego się nie uczył daje radę ;). Tylko Nina kompletnie nie kuma :P Odpowiadamy mieszanką rosyjsko-angielsko-polską.Wymieniliśmy kasę w banku, idąc makabrycznie zatłoczoną ulicą w stronę Kury. Samochody jadą jak chcą, ludzi też pełno. Prawie jak w Indiach…. lecz jednak bardziej cywilizowanie :)

Dotarliśmy do knajpy gdzie jedzenie było przerewelacyne! (…i dlatego Adaś nie zjadł do końca :P) Co prawda z małym wyjątkiem, ale takie są koszty eksperymentowania :)

Opis jedzeniowy będzie oddzielnie, Michał zadeklarował się zająć kulinariami. Jeśli nie teraz, to po powrocie. Jak się obudzi to ustalimy, co zrobimy z opisem knajpowym.

Wracając z knajpy zaczęło się już robić ciemno i mokro, więc postanowiliśmy zakończyć na dziś zwiedzanie, zakupić produkty spożywcze i inne napoje i wrócić na kwaterę. Odwiedziliśmy sklep spożywczy,gdzie Iwona zamówiła 20dkg mięsa. 20dkg było w pierwszym plasterku, który pani jej ukroiła… Po chwili dyskusji, otrzymaliśmy 20 plasterków, co dało 0,5 kilo. Kupiliśmy piwo 2,5 litra, herbatę, kwas chlebowy. We wnęce obok kupiliśmy kozi ser Guda – smaczny i ponoć śmierdzący – mi nie przeszkadza – a słony jest, że hoho!

Co rzuca się w oczy to ogromna ilość cukierni z ogromnymi tortami. I ludzie na ulicach idący z tortami. W kolejnym mikrosklepiku zakupiliśmy pomidory i cytrynę.

Wróciliśmy do hostelu, gdzie Lipek z Michałem poszli spać (jakkolwiek by to nie brzmiało) a dziewczyny zabrały się za plotkowanie. Ja zaś zabrałem z poniższego stolika co trzeba i wyszedłem na balkon pisać powyższą relację.

Zostaw po sobie ślad