Przylot
Lipek: mogłeś mnie obudzić buraku!
Na miejscu bez problemów, odebrała nas chyba córka Iriny i jeszcze jeden człek, na 2 auta pojechaliśmy do Hostelu Iriny. Nasz kierowca przez całą drogę użył 2 razy kierunkowskazu.
Lipek: nasza chyba córka Iriny migacz włączała na skrzyżowaniach. Dość szybko jechała, ale na czerwonym stawała. Spodziewałem się czegoś gorszego 😉
Tbilisi wygląda nocą przepięknie. Trzeba będzie wybrać się na zdjęcia nocne.
A… I przechodzimy przyspieszony kurs przypominania sobie rosyjskiego…
Woda ciepła jest 🙂
Lipek: Niezła akcja była na Okęciu, ale to możne Adaś przy okazji napisze, bo ja idę spać :p
Pozdrowienia z Gruzji
Dzień I Tbilisi.
Zeszliśmy do Iriny, porozmawialiśmy na temat naszych planów i chyba zmienimy trasę. Kazbegi na najbliższe 2 dni mają deszczową pogodę, a gdzieś tam jest święto wina… więc chyba tam się udamy. Ogólnie Irina jest bardzo sympatyczna. Daliśmy jej kabanosy, które wyczytaliśmy, że bardzo lubi – ogromnie się ucieszyła. Stwierdziła, że zwykle dzieli się wszystkim co ma, ale kabanosami się nigdy nie podzieli (mòwiąc to schowała jej za plecy 😉 ). Pokazała nam, gdzie wymienić dolary i gdzie zjeść. Ruszyliśmy w miasto.
Lipek: Rozmowa z Iriną technicznie jest interesująca. Ona mówi mieszanką rosyjskiego z angielskim, wtrącając pewnie gruziński. Rozumiemy jakieś 70% właczając w to gesty. Nawet Michał, co nigdy rosyjskiego się nie uczył daje radę ;). Tylko Nina kompletnie nie kuma 😛 Odpowiadamy mieszanką rosyjsko-angielsko-polską.
Wymieniliśmy kasę w banku, idąc makabrycznie zatłoczoną ulicą w stronę Kury. Samochody jadą jak chcą, ludzi też pełno. Prawie jak w Indiach…. lecz jednak bardziej cywilizowanie 🙂
Dotarliśmy do knajpy gdzie jedzenie było przerewelacyne! (…i dlatego Adaś nie zjadł do końca 😛) Co prawda z małym wyjątkiem, ale takie są koszty eksperymentowania 🙂
Opis jedzeniowy będzie oddzielnie, Michał zadeklarował się zająć kulinariami. Jeśli nie teraz, to po powrocie. Jak się obudzi to ustalimy, co zrobimy z opisem knajpowym.
Wracając z knajpy zaczęło się już robić ciemno i mokro, więc postanowiliśmy zakończyć na dziś zwiedzanie, zakupić produkty spożywcze i inne napoje i wrócić na kwaterę. Odwiedziliśmy sklep spożywczy,gdzie Iwona zamówiła 20dkg mięsa. 20dkg było w pierwszym plasterku, który pani jej ukroiła… Po chwili dyskusji, otrzymaliśmy 20 plasterków, co dało 0,5 kilo. Kupiliśmy piwo 2,5 litra, herbatę, kwas chlebowy. We wnęce obok kupiliśmy kozi ser Guda – smaczny i ponoć śmierdzący – mi nie przeszkadza – a słony jest, że hoho!
Co rzuca się w oczy to ogromna ilość cukierni z ogromnymi tortami. I ludzie na ulicach idący z tortami. W kolejnym mikrosklepiku zakupiliśmy pomidory i cytrynę.
Wróciliśmy do hostelu, gdzie Lipek z Michałem poszli spać (jakolwiek by to nie brzmiało) a dziewczyny zabrały się za plotkowanie. Ja zaś zabrałem z poniższego stolika co trzeba i wyszedłem na balkon pisać powyższą relację.