(Gryzio proszony o czytanie od następnego akapitu)

Przylot

Bum bum tralala, wylądowaliśmy. W sumie było to najtwardsze lądowanie jakie miałem, trochę nas pokręciło po płycie, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze

W ogóle nie wiem o co chodzi. Lądowaliśmy normalnie

Nina, Wyjazdowo.com

 Jasne. Wizg, lewo, prawo, lewo, skrzydło do ziemi, potem w górę. Ta, to było normalne lądowanie. Ta….

Adam, Wyjazdowo.com

Lotnisko w Ciudad de Mexico znajduje się w środku miasta i leci się blisko wysokich budynków. Lądowaliśmy po zachodzie słońca, więc miasto robiło niesamowite wrażenie. Przelot blisko budynków również. Widok wieżowca dookoła którego zakręcamy – pamiętny. Meksyk, jako miasto – duże. Bardzo duże. Gdzie nie popatrzeć, światła

(Nina: Meksyk z okien samolotu – rewelacja. Takie trochę kosmiczne wrażenie)

Nina, Wyjazdowo.com

Lotnisko

Lotnisko. Lotnisko jak lotnisko, część dla przylatujących bez rewelacji, dopiero dalej jest ładniejsze. Przeszliśmy przez kontrolę imigracyjną, odebraliśmy bagaż i udaliśmy się do kontroli. Olaboga, co ci ludzie przewozili. Walizki większe od nich samych, w środku różne dziwactwa. Po prześwietleniu jako głowa rodziny nacisnąłem przycisk kontroli. Zapaliło się zielone światełko i mogliśmy iść dalej. Michałowi też się poszczęściło.

(Nina: Nie wiemy czemu ale Adama uznali za moja rodzinę, Michała nie. W związku z tym mieliśmy 2 deklaracje celne oraz przysługiwało nam jedno naciśnięcie guzika na rodzinę)

Nina, Wyjazdowo.com

Jasne. Nie wiesz czemu uznali mnie za głowę rodziny? Świetnie. Dzięki. Żółta kartka

Adam, Wyjazdowo.com

Gdyby zapaliło się czerwone, trafilibyśmy na kontrolę szczegółową. Widzieliśmy, ze wybebeszali ludziom walizki do cna. Przeszliśmy do hali przylotów, rozglądamy się, a Marty brak. Jak przedszkolaki na przejściu dla pieszych, najpierw patrzymy w lewo, potem w prawo, jeszcze raz w lewo. W końcu była po prawej. Ale chyba spodziewała się, że będziemy więksi, bo jakoś na początku nas nie poznawała (pomysł, że myślała, że jesteśmy więksi narodził się w chwili, gdy zobaczyłem jaką taksówkę zamówiła nam – coś wielkości naszego forda transita, z miejscem na 10 osób. I dodatkowo Gabriela, żeby plecaki przewiózł. Chciałbym zdementować pogłoski, że jestem aż tak duży – 2 miejsca może i zajmę, ale nie 4…)

Do Marty!

Bidulka jechała na lotnisko ponad 2 godziny. W końcu piątek i wypłata (dostają najczęściej wypłatę co 2 tygodnie, w piątek i od razu jadą wydać). Już z samolotu widzieliśmy ogromne ilości aut w korkach. Dziewczątka poszły zwiedzić WC, a Michał poleciał szukać miejsca do palenia. W sumie nie wie czy znalazł, bo palił w jakimś garażu podziemnym, ale zaraz przy 2 przedstawicielach władzy, którzy nie mieli do Niego pretensji, więc chyba trafił. W tym czasie Gabriel krążył dookoła lotniska. Zebraliśmy się, zapakowaliśmy do auta Gabriela plecaki, a sami wsiedliśmy do tego towarowego taksówkowego potwora. Nie wiem co Marta naściemniała, ale prawie bez kolejki mieliśmy pojazd, gdzie obok nas kłębił się dziki tłum. W średnich korkach dojechaliśmy do mieszkania Marty. Fajna dzielnica, zielona, spokojna. Cytując gospodarzy „mieszają tu ludzie młodzi, starzy i geje”. Może Marta będzie to czytać, więc na wszelki wypadek powiem, że ma śliczne mieszkanie. Nie będę się więcej wypowiadał, bo to nie moja działka, ale pomysł na mieszkanie tak mi się spodobał, że nie wiem czy nie będę mojego domowego gnoma namawiał na zmałpowanie częściowe.

Mieszkanie jest przecudnie urządzone, przestronne, jasne. Świetny dobór kolorów, dodatków mało ale ze smakiem… Niezależnie, czy Marta będzie to czytać, czy też nie – ja jestem zachwycona

Nina, Wyjazdowo.com

Nina wie, że będziemy jeszcze u Marty, więc na wszelki wypadek pisze w samych superlatywach. Jak wrócimy do Polski to napisze szczerze

Adam, Wyjazdowo.com

Wszak to nie kopiowanie – to naśladownictwo, które jest najszczerszą formą pochwały. Wypakowaliśmy prezenty, a następnie poszliśmy się odświeżać. Oczywiście w kolejności, nie wszyscy na raz. Marta zabrała się za przygotowywanie kolacji. Jeśli chodzi o kolację, to będę musiał nomen omen posiłkować się pomocą Michała, któremu oddaję głos/klawiaturę.

Podczas podróży do domu Marta obiecała że dziś będziemy smakować klasyczne meksykańskie potrawy.

Michał

Michała część o jedzeniu

Na przystawkę dostaliśmy coś ale szynkę prosciutto. Cieniutkie kawałki wędliny z lekkim posmakiem dymu, troszkę maślane ..Adam wyczuwał posmak oscypka 0.o ? Klasyczne quesadile czyli placki kukurydziane „faszerowane” serem typu Oaxaca. Pyszne to było co nie miara. W mojej ocenie najlepsza potrawa wieczoru. Najlepiej jeść z sosem lub salsa. Oczywiście są różne wariacje quesadilli jednak dziś jedliśmy klasyka.. Sopa: placek z niebieskie lub białej kukurydzy z „purre” fasolowym. Mi to średnio smakowało jednak Nina wcinała to wraz z salsą. Quessadila z zielonym sosem połączenie smakowe że niebo w gębie Zielony sos meksykańskiej nazwy nie pamiętam ale pogadam z Marta na pewno uzupełnię. Do rzeczy z czego się go robi : zielone pomidorki coś jak nasze koktajlowe jednak o całkowicie innym smaku tzn bardziej cierpkie i trudne do zdefiniowania, awokado (to ważna informacja to „coś” co kupujemy w sklepach nic ma się do meksykańskiego awokado które jest pełne smaku), czosnek, troszkę wody oraz najważniejszy składnik czyli PAPRYCZKI CHILI niby można zrobić bez ale to tak samo jak by pić piwo bezalkoholowe. Ilość papryczek kwestia gustu ja lubię pikantnie reszta nie bardzo jednak Marcie udało się dodać tyle abym był szczęśliwy oraz aby pozostali mogli jeść. Sosik był tak wyborny że mógłbym go wcinać samego ale się powstrzymałem Typowa salsa. Składniki : cebulka czerwona, pomidor, awokado. Najbardziej zasmakowało Ninie zajadała się tym aż uszy się jej trzęsły. Opcjonalnie można dodać papryczek chili ale Marta nie dała .. więc ja się nie zjadałem ale było OK. Część deserowa: Po kolacji dostaliśmy capucino robione przez Gabriela i Martę tzn nie wiem czy to capuczinio czy frappe czy latte smaczne było i już. Tak na marginesie jak by ktoś chciał się w Meksyku delektować herbata to niech zapomnij. Jak pijesz tu herbatę to znaczy że jesteś chory. Co innego z kawą i sokami którymi non stop jesteśmy częstowani. Deserek część druga czyli mango. Kto chciał mógł sobie zjeść tego pysznego owocka. Tak samo jak pisałem o awokado tu owoce są pełne smaku a nie „E” które utrzymuje w nich kolorki. Słodki i soczysty niestety miał jedną wadę .. pestka !!! Po czort tam tę cholerę wsadzili ?? Zmarnowali tyle pysznego owocu !! Spać poszliśmy jak grzeczne leśne ludki około 2( ponoć bliżej 3, ale nie jestem przekonany)

Michał

Dobrze publikować samemu te wpisy, ma się wtedy ostatnie słowo. Tak jak w domu – jak Nina mówi wynieś śmieci, to ja mam ostatnie słowo – tak jest kochanie.

Adam, Wyjazdowo.com

Zostaw po sobie ślad