Słonie!
Dziś dzień słonia! Pobudka ok. 6 i gdy ja nas pakuję Adam idzie do 7/11 kupić jakieś banany i bułki dla Krzysia. Zamawiamy śniadanie i o 7.30 budzimy Krzysia. Po 13 godzinach snu nie specjalnie ma ochotę wstać. Naszczęście myśl o słoniach podnosi go dosyć szybko. Zjada też połowę mojej jajecznicy z kukurydzą, groszkiem i marchewką. Wycieczkę do słoni kupiliśmy wcześniej, bezpośrednio na stronie:
www.elephantnaturepark.org/
Zależało nam na tym, żeby było to miejsce, gdzie nie męczą słoni, gdzie nasza wizyta przyniesie jak najmniejszą szkodę. Park zajmuje się ratowaniem słoni z ulic, cyrków i plantacji, gdzie słoniewykorzystywane są ponad swoje siły, zmuszane do żebrania na ulicach czy zabawiania ludzi w cyrkach. Słonie te często są już wiekowe, ślepe, z przetrąconymi kręgosłupami. Park zapewnia im opiekę i emeryturę.
Plan naszej wycieczki miał obejmować karmienie słoni, oglądanie ich i kąpiel w rzece. Pełen program naszej wycieczki dostępny jest tutaj –
https://www.elephantnaturepark.org/enp/visit-volunteer/projects/elephant-nature-park-single-day-42/view
Koszt to 2500thb za osobę dorosłą i 1250thb za dziecko w wieku od 2 do 11 lat.
W drogę!
Wygodny, klimatyzowany busik przyjeżdża po nas ok. 8.15 – jesteśmy pierwsi więc siadamy z tyłu. Następnie zabiera dwójkę Anglików, potem parę angielsko-belgijską a na koniec Amerykanina. Po ponad godzinnej podróży,w trakcie której nasz opiekun Zaa przedstawił siebie, opowiedział pokrótce czym zajmują się w parku i puścił nam film, docieramy na miejsce. W trakcie smarowania się kremem przeciwsłonecznym i preparatem przeciwkokomarom okazuje się, że jednak nasze rodzicielstwo nie jest tak doskonałe jak myśleliśmy – zapomnieliśmy czapeczki dla Krzysia. Na szczęście nasz przewodnik stanął na wysokości zadania i zorganizował nam czapeczkę…w kolorze różowym. Krzyś początkowo nie chciał jej założyć, ale gdy tylko wyszliśmy na słońce protest znikł. Po dłuższej przerwie przeznaczonej na zapoznanie się z miejscem i ogarnięciem się przyniesiono 3 duże kosze zkawałkami arbuzów i bananami. Zaa pokazał jak trzymać jedzenie, żeby słoń w łatwy sposób mógł je zabrać sobie trąbą, szczególnie, że słonica, którą karmiliśmy była ślepa.
Śniadanie!
Po kilku namowach Krzyś postanowił dać słoniowi arbuza jednak gruby włos słonia ukuł go w rączkę, co go przestraszyło i zniechęciło do dalszego karmienia. Nie przeszkodziło mu to jednak w wyjmowaniu kolejnychowoców i podawaniu mi, żebym karmiła słonia. Samo karmienie szło mi nadspodziewanie dobrze i doszliśmy do wniosku, że to efekt posiadania dziecka, które również trzeba karmić. Zarówno na nasz gust jak i słonia owoceskończyły się za szybko. Szybkie mycie rąk i poszliśmy oglądać słonie, które w 2-3 słoniowych grupkach posilały się w pobliżu. Nasz opiekun opowiadał o każdym słoniu ile ma lat, czym się zajmował przed uwolnieniem iprzywiezieniem go do parku oraz inne ciekawostki. Pokazywał też jak podchodzić do słonia i jak go dotykać, aby go nie wystraszyć. Wymieniamy się z Adamem opieką nad Krzysiem starając się jak najwięcej usłyszeć zopowiadania przewodnika.
Krzyś zadowolony skacze w pobliżu, rysuje patykiem po ziemi i od czasu do czasu podchodzi obejrzeć słonie. Prawdopodobnie ich wielkość trochę go przeraża a powolność powoduje szybki spadek zainteresowania. Dolunchu zaliczamy też wizytę w przychodni, gdzie słonie w trakcie leczenia pozamykane są w dużych boksach. Lunch to szwedzki stół z naprawdę dużym wyborem potraw. Do tego kawa, herbata i woda. Jest też możliwośćkupienia innych napoi. W trakcie lunchu dopłacam resztę pieniędzy za wycieczkę i kupuję Krzysiowi podkoszulkę. Będzie idealna na przyszłe wakacje.
Myjemy słonie!
Po lunchu udajemy się nad rzekę, gdzie powoli docierają słonie przeznaczone do mycia. Dostajemy wiaderka do polewania wodą i z pewną nieśmiałością rozpoczynamy polewanie przydzielonego słonia. Do rzeki wchodzimyw butach, które otrzymaliśmy od firmy Keen do testów i które w dniu dzisiejszym miały przejść generalną próbę. Przyznam się, że i bez niej buty zasługują na 6 ponieważ początkowo zakładaliśmy, że będą one naszymi„backupowymi” butami a skończyło się na tym, że cały wyjazd przechodziliśmy tylko w nich. Z naszej trójki ja mam najbardziej wymagające stopy i ten dzień kiedy moje keeny wysychały po kąpieli w rzece byłnajniewygodniejszy obuwniczo. Podczas polewania słonik jadł sobie arbuzy i przymykał z przyjemnością oczy. Krzyś coraz pewniej podchodził do słonia, aż wreszcie udało mu się ochlapać mu nogę do wysokości kolana. Wsumie to nie wiadomo co sprawiło mu większą przyjemność oblewanie słonia czy taplanie się w butach w rzece.
Karmimy słonie!
Szybkie przebranie się w suche rzeczy i idziemy na platformy pooglądać lunch dużej, zdrowej słoniowej rodziny, w skład której wchodzi 6 m-czny słonik i 3 letnia słoniczka. Wszyscy rozpływają się z zachwytu i pstrykajązdjęcia. Na koniec kilka słoni udaje się w stronę kuchni i usiłuje trąbami wyciągnąć dodatkowe owoce. Prawie 1,5 metrowe, kamienne słupy blokują je ale opiekunowie przynoszą kilka dodatkowych dyń, które sprytne słonikizdejmują im z głów.
Krótka przerwa na ryżowe ciastka i słodki kompot, o smaku hibiskuopodobnym. Następnie idziemy pooglądać wspomnianą wcześniej rodzinę słoni, która kończy swój lunch. Krzyś przyglądając się słoniom kopie niedużąkłodę, która leży na ziemi. Najmłodsze słoniątko chyba dochodzi do wniosku, że to musi być super zabawa i rusza raźnym krokiem w nasza stronę. Cofamy się w szybkim tempie a słonik najpierw przednimi nóżkami i trąbą apotem tylnymi kopie sobie kłodę. Cała sytuacja po pierwszej chwili grozy, gdy ruszył na nas niby mały ale jednak spory słoń, jest całkiem zabawna
Na koniec szybkie siku i ruszamy w drogę powrotną. Krzyś zasypia po pierwszych 15min jazdy.
Adam: Zostawiłem sobie miejsce na komentarz na koniec. Nie do końca jestem przekonany do tego typu miejsc. Z jednej strony owszem, w porównaniu do innych miejsc, gdzie można spotkać się „oko w oko”ze słoniem dbają o słonie… ale… Moim osobistym, gdzieś tam głęboko zakopywanym zdaniem, dbanie o te słonie jest niezłym interesem. Płaci się 4 razy więcej niż za inne tego typu atrakcje, za możliwośćwolontariatu, za wszystko – więc jest to typowy biznes, moim zdaniem tylko zrobiony w otoczce proekologicznej. Oczywiście, zdecydowanie wolę oglądać słonie w takich warunkach, niż zmuszane do pracy, bite itp…