Łee, jak ja nie lubię wcześnie wstawać. A powinnam się przyzwyczajać, bo pojutrze do pracy (chlip!). Śniadanie szybciutko w hotelu, wymeldować się i do metra. A potem na airport express (25 Y). Na lotnisku wymieniliśmy resztę kasy, której nie daliśmy rady wydać, oczywiście po barbarzyńskim kursie. Ale wyjścia za bardzo nie ma, lepiej mieć 136 $, niż 1054 Y niewymienialne poza Chinami. Myśląc już, co tu zrobić z nudnym zazwyczaj czasem oczekiwania na samolot, wypatrzyliśmy piłkarzyki. Za darmo! Długo nie myśląc zaczęliśmy radośnie rozgrywki, gromadząc momentami dość sporą publiczność. Podejrzewamy, że Chińczycy nie bardzo znają ten rodzaj rozrywki, bo patrzyli z pewnym zdziwieniem, jeden nawet zaczął przesuwać nam punktację z boku, ale uciekł po naszych protestach, a starsza pani na koniec, jak juz odchodziliśmy, kręciła sobie z zafrapowaną miną jednym rzędem piłkarzyków. No i argument koronny: nikt na nich nie grał jak wchodziliśmy, a Chińczycy zazwyczaj tłumnie okupują każdą atrakcję, którą napotkają na swojej drodze. I tak miło i szybko zleciało nam 1,5 h. Teraz siedzimy w samolocie, jedzonko obiadowe już za nami, wino, likier, herbata i inne napoje też. Lecimy gdzieś nad Krasnojarskiem i jeszcze 6-7 h przed nami.

Iwona
Chiny dzień XXII - Beijing
Gruzja - Tbilisi

Zostaw po sobie ślad