Dziś wracamy do stolicy. Nina dostała ataku paniki, że nie zdążymy na samolot o 15:40 (Nina: 15.10) (Adam: jakkolwiek) i zarządziła wymarsz z hotelu już o 11:30. Masakra. Wcześniej jeszcze zjedliśmy śniadanko, zaczynamy się przyzwyczajać do ostrego. Ale cebulki z papryczką, jaką nam zaserwowali, nawet Michał się nie spodziewał. Uszkami poszło. Ninuś jak zwykle nie wierzyła, wzięła tylko cebulkę, bez papryki, ale też wyciągała ze swojej quesadilli… paliło w ryjek.

 

Zostaw po sobie ślad

Podobne wpisy