Jak grzeczne niuńki wstaliśmy skoro świt, około 7, spakowaliśmy plecaczki i poszliśmy do Mr Taco na śniadanie. Michał zakupił tacos pastor, a my z Niną quesadille z grzybkami. Niebo w gębie. Dla takiego pokarmu mogę być wegetarianinem. Przynajmniej przez jakiś czas. O 9 byliśmy pod hotelem i czekaliśmy na transport do wodospadów.Widzę, że nie napisałem, skąd wzięły się wodospady w naszym planie. Pierwotnie wyrzuciliśmy je, z braku czasu. Jednak udało nam się kupić wycieczkę do wodospadów, następnie do San Cristobal de Cassas, położonego blisko Tuxla Gutierrez – naszego docelowego miejsca, w którym chcieliśmy oglądać kanion Sumidero. Oszczędność czasu, a przy okazji zobaczymy coś fajnego. I po drodze. Punktualnie, powtarzam, PUNKTUALNIE zajechał po nas busik (Nina: nie wiem skąd mu się wzięło punktualnie ponieważ busik zajechał, kierowca z niego wysiadł i udał się w bliżej nieznanym na kierunki. Zgadywaliśmy, że może poszedł wciamać ze 2 tacos przed wyjazdem, ale to tylko nasze przypuszczenia. Wrócił po 10min i po obejrzeniu naszego kwitka otworzył nagrzany busik), zabrał nas, zajechał jeszcze po parę Niemców i grupę Hiszpanek. Teraz całą zgrają pojechaliśmy do wodospadu Misol-Ha. Droga wiodła przez góry, lasy aż doprowadziła nas do wodospadu. Tam dostaliśmy 40 minut na zwiedzanie. Miała być godzina, ale że chcieliśmy jechać dalej, to czas nam wszystkim ograniczono (Nina: w sensie – tamci jadą do San Cristobal więc nie możemy tutaj dłużej zostać, bo oni muszą zdążyć na autobus). Wodospad jest ładny, wysoki, głośny i … fajnie byłoby się wykąpać. Czasu jednak mało.

 

Zostaw po sobie ślad

Podobne wpisy