Do Palenque dotarliśmy po całonocnej drodze. W miarę wyspani, więc po pozostawieniu bagażu w hotelu, poszliśmy zjeść śniadanie (Nina: przepyszne, gorące quesadille m. in. z grzybami oraz mnóstwo do picia jamajki, która smakuje jak sok porzeczkowy. Przy okazji ja obejrzałam sobie jak się robi placki do quesadilli za pomocą maszynki – no więc najpierw na spodnią część maszynki kładzie się woreczek foliowy, potem specjalnie odmierzoną ilość ciasta, pani chyba ze trzy razy odkładała po kawalątku, potem z tego ciasta ułożyła wałeczek na folijce, na to drugą folijkę i nagle JEB! zamknęła z hukiem maszynkę a jak otworzyła to był piękny równy, okrągły placuszek. Następnym razem zrobię zdjęcia, albo filmik. O!)) oraz poszukać pralni. Od razu z brudami. Przedefilowaliśmy przez pół miasta, aż znaleźliśmy. No, żebrało nam się 4,5 kilo brudów. Do zapłaty 45 pestek. Następnie colectivo udaliśmy się do odległych o 7 km ruin. Ruiny pochodzą z VII-VIII wieku. Resztę można sobie poczytać w wikipedii – http://pl.wikipedia.org/wiki/Palenque :)

Poszedł po łatwiźnie, nie? A tak w ogóle to chyba ruiny w Palenqe były do tej pory najładniejsze
Nina, Wyjazdowo.com

Wróciliśmy dość wcześnie do hostelu, więc zrobiliśmy sobie pół godzinki dla słoninki. Trochę się przeciągnęło. A że dziś niedziela, to pralnia do 15 czynna tylko, no do 15:30. Nieśpiesznie wstawaliśmy, mieliśmy jeszcze trochę czasu, gdy zerknąłem na telefon. A tam godzina 15:45. Nina!!!! Wiesz która godzina? Tak, 14:45. Hmn… a wiesz, że u mnie na telefonie jest po 15? O KURCZACZA NÓŻKA! Zawołało dziewczę. U mnie też! Ale na zegarku 14. Zatrzymał się na godzinę? I przypomniało mi się, że Meksyk ma bodaj 3 strefy czasowe… Szlak by ich… Biegiem polecieliśmy do pralni i okazała się jeszcze otwarta. Kamień z serca.

Ze szczęścia zostawiliśmy dodatkowo 5 pestek
Nina, Wyjazdowo.com

Wieczorem zaś …

Bo oczywiście po przebieżce do pralni przysługiwało nam kolejne pół godzinki dla słoninki
Nina, Wyjazdowo.com

… poszliśmy na główny plac, gdzie pseudoindianie tańczyli pseudotaniec za realne peso, był ryneczek, panowie grali na instrumentach i było sympatycznie.

Zjedliśmy lody, a Michał wypił kolejny litr soku pomarańczowego z lodem, w styropianowym „kubeczku”
Nina, Wyjazdowo.com

I jeszcze kolacja, której opisywać nie będę, bo to nie moja bajka, tylko podpiszę co moje.

To Michała.

To, mimo iż wygląda średnio, było bardzo smaczne. Ninusiodanie.

Moje burito. Z sosem guacamole w środku, rewelacja.

Moja zupka cebulowa, pyszota

Zupa krem grzybowy. Niam.

Poprzednie wpisy bez mojej autoryzacji nie liczą się!!

Nina, Wyjazdowo.com

Zostaw po sobie ślad