Śniadanie
Mimo kilkukrotnego przebudzenia docelowo otwieram oczy o 10. Nie oszukujmy się – dobrego humoru nie mam. Adam nie śpi od 6 i ani nas nie spakował, ani nieopisał wczorajszego dnia. Podobno nie chciał nas budzić, podobno nie chciał odbierać mi przyjemności pisania.
Adam: Hej. Ustaliliśmy, że pisze Nina, to co ja się mamwciskać? ja już swoje w życiu napisałem, teraz czas na młodszych. Człowiek sobie leżał, myślał o niebieskich migdałach i teraz afera, phi.
Pakowanie idzie w miarę sprawnie, choć do tej pory nie wiemy jak to jest możliwe, że nagle obydwa plecaki są praktycznie wypakowane po brzegi podczas, gdy lecącdo Tajlandii mieliśmy tyle miejsca, że na upartego mogliśmy zapakować do dużych plecaków bagaż podręczny.
Adam: Ja wiem. Bo zobaczyłaś, że jeszcze jedenplecak jest pusty, to wciskałaś przydasie. I tych przydasi wcisnęłaś 15kg.
Wymeldowujemy się a plecaki zostawiamy w przechowalni za 15thb/bagaż. Gdybyśmy zdecydowali się na prysznic to jednaprysznicoosoba kosztuje 50thb.

Na śniadanie udajemy się w stałe miejsce i zamawiamy spring rollsy dla mnie, pad thai z kurczakiem dla Adama i pancake’a z czekoladą dla dziecka, z którym niemożemy się dogadać. Do tego shake’i ananas i papaja. Na stół pierwszy ląduje pad thai. Krzyś jest chyba na tyle głodny, że głośno oznajmia, że „on to am am”. Adamnie protestuje w wyniku czego dziecko zjada mu 3/4 porcji.
Adam: Nie śmiałbym dziecku od ust odejmować. Jakbym coś takiego zrobił, na 100% przeczytałbym o tym tutaj i musiałbym kasować przed publikacja, żeby nieoczerniało mojej skromnej osoby.
Moje spring rollsy bez ostrego sosiku są nijakie. Z rozpędu zaczynam podjadać krzysiowego pancake’a na szczęście wygłodniały Adam zabiera mi połowę. W trakcieposiłku Krzyś wylewa na siebie papajowego shake’a w związku z czym musi zostać przebrany w zapasowe ubrania – oznacza powrót do hotelu w celu uzupełnieniagarderoby. Najedzeni i przebrani udajemy się w stronę tuk tuków i włączając wszystkie neko po drodze. Chyba się skuszę na zakup jednego dla Krzysia. Adam: Ta. Tojest Azja, więc koty z machająca łapą są wszędzie. No i oczywiście mój potomek musi, MUSI każdego dotknąć.
Bangkok kanałami
Praktycznie od razu spotkamy wczorajszego kierowcę. Mówimy mu, że chcemy dostać się do pływającego marketu Khlong Lat Mayom, jednak kierowca proponujewycieczkę łódką. Tą atrakcję chcielibyśmy również zaliczyć więc zgadzamy się. Proponowana cena to 2000thb za naszą trójkę. Protestuję – Lipki (nasi przyjaciele,którzy przylecieli kilka dni wcześniej) za podobną wycieczkę wytargowali 650thb za osobę. A dziecko? – pyta kierowca. Rozbestwiona mówię mu, że my nigdzie niepłacimy za dziecko, w hotelach, itp. Krzysio jest za darmo. Kierowca podejrzanie szybko zgadza się na nasze warunki czyli 20thb za podwózkę na pirs i 1300thb zagodzinną przejażdżkę łodzią bez dodatkowych osób. Na miejscu musimy poczekać ok. 20 min i zapłacić z góry. Ponieważ mają nas przywieźć w to samo miejsce zlekkimi oporami ale jednak płacimy. Wycieczka podoba nam się.

Adam: Co się dziecko ma męczyć. Pojechaliśmy tuk tukiem. To, że jechaliśmy taką droga, że pieszo byłoby szybciej nie jest argumentem, jeśli widzi się zadowolonątwarz dziecka. Co do rejsu – trochę się zdziwiliśmy, gdy zostaliśmy przekazani kolejnemu Tajowi, który zaprowadził nas na wielki statek wycieczkowy zacumowany przybrzegu. A w środku trwała jakaś impreza, obiad czy coś. Przeszliśmy przez cały statek i okazało się, że druga burta statku służy jako miejsce zatrzymywanialongboat’ów. Po pewnym czasie oczekiwania na naszą łódkę (w którym z Krzysiem zwiedziliśmy cały statek) – załadowano nas do łodzi.
Łódka nie płynie szybko więc spokojnie rozglądamy się wymieniając się aparatem i dzieckiem. Niestety nie opanowałam jeszcze aparatu w swoim telefonie więc#jednozdjęciedziennie wychodzi mi słabo. W trakcie wycieczki zaliczamy trzy atrakcje – najpierw podpływają do nas kobiety w małych łódeczkach, na których mająowoce i róże gadżety. Dzięki temu mamy namiastkę pływającego marketu.

Decyduję się na zakup kokosa za 100thb (na ulicy 50thb), aby Krzyś poznał nowy smak a my żebyśmy upewnili się, że dalej za nim nie przepadamy. Podpuszczonedziecko wypija sporo ale widać, że jemu ten smak również nie leży. Co się dziwić, nie wszyscy przepadają za smakiem starych skarpetek.
Adam: Tu rodzi się pytanie,skąd Nina zna smak starych skarpet…
Kolejną atrakcją jest możliwość kupna chleba i pokarmienia rybek. Chlebek kosztował 20thb a „rybki” maja nawet i po metr długości. Krzysia, który przyzwyczajony jestdo karmienia gołębi małymi kawałkami chleba trzeba przekonywać, żeby rwał większe kęsy. Ryby kotłują się a ja mocno trzymam dzieciaka, żeby ryby nie dostaływkładki mięsnej. Im dalej odpływamy tym ładniejsze widoki.
Adam:To akurat jest bardzo fajne a Krzyś, który kocha wszystkie zwierzęta może wykazać się rzucając jedzenie tym tucznikom.
W drodze powrotnej całkiem spory waran jest trzecią i ostatnią atrakcją. O ile my moglibyśmy jeszcze popływać i pooglądać sobie Bangkok od strony wody to godzinnaprzejażdżka dla naszego prawie 3latka jest jak w sam raz.

Obiad
Do hotelu wracamy piechotą. Następuje leniuchowanie na fotelach w restauracji naszego hotelu oraz konsumpcja napojów wyskokowych w postaci piwa Chang, napojuliptonopodobnego oraz mrożonej kawy. Na obiad udajemy się do knajpy obok naszej ulubionej ponieważ mają ładne, niebieskie krzesła. Zamówienie powtarzamy trzyrazy i do końca nie jesteśmy pewni, co dostaniemy.

Moje zielone curry, które miało być nie ostre po trzech kęsach wypaliło mi na tyle buzię, że smaku Adama zupy tom yum z owocami morza praktycznie nie czuję. Chybasmakowała pomidorami ale nie jestem pewna. Krzyś tradycyjnie zjada 3/4 pad thai. Uznanie też zdobywa shake arbuzowy bez lodu. Oczywiście część ląduje na bluzce,na szczęście nie wymaga to przebrania

Pociąg do Chiang Mai z Bangkoku – Dworzec Bangkok

Kolejna godzinka leniuchowania i Adam zamawia tajlandzkiego Ubera czyli Graba. Przyjeżdża różowa taxi, która zawozi nas pod dworzec kolejowy. Po drodzekierowca kupuje dwa woreczki ze smażonymi bananami i częstuje nas.
Adam: Bardzo mi się podobało, jak kierowca zatrzymał się obok jakiejś babinki, wymieniłbanknoty na woreczki i poczęstował nas. Znaczy jeden worek dla nas a drugi dla niego. Banany były tłustawe, ale bardzo smaczne. Licznik pokazuje 61thb lecz płacimy40thb. Wynik wklepania kodu do Grab’a – warto szukać czy to w mapach googla, czy czytać napisy pojawiające się po uruchomieniu aplikacji.
Do pociągu mamyjeszcze 1,5 godziny lecz wcześniej musimy odebrać wcześniej zamówione bilety. Krzyś wpada w amok i biega jakbyśmy pół dnia trzymali go w klatce. Na szczęścieudaje się go pokierować w kierunku wyjścia nr 1 a następnie do agencji
12GO Asia
, przez którą kupiliśmy bilety. Po drodze przechodzimy przez nieczynną bramkę.Obok duży rysunek przekreślonego duriana. Czyżby bramka wykrywała przemycane duriany?
Adam: Nina nie napisała, ale obok bramki była pani od kontroli, któraczęść osób sprawdzała – skanowanie bagaży albo obmacywani. Widać my nie wyglądaliśmy jak przemytnicy durianów.
Co 12GO Asia to możemy polecić ją z czystymsumieniem – prowizja za zakup jednego biletu to 200thb czyli nie najmniej ale wszystko sprawnie, przejrzysta polityka rezerwacji i anulowania, powiadomienia mailoweo terminie podróży, uprzejma i komunikatywna obsługa i bilety zgodne z zamówieniem. Z tego co zaobserwowaliśmy nie my jedni korzystaliśmy ponieważ cały czasktoś przychodził i odbierał bilety. Ponieważ nasze bilety kosztowały mniej niż pobrano nam z konta w związku z tym otrzymujemy zwrot 230thb.
Adam: Mając czas,można zamówić bilety bezpośrednio za pomocą maila – w kolejach tajskich – ale na pierwszy raz, mając w pamięci barierę komunikacyjną z jaką się spotkaliśmy nadworcu w Szanghaju jednak woleliśmy nie ryzykować.
Udajemy się do hali dworcowej – ja i Krzyś zostajemy z bagażami a Adam po obejrzeniu lokalnych sklepów udajesię w kierunku najbliższego 7/11.

Koczowanie na dworcu

Oczywiście koczujemy na podłodze, bo na miejscach siedzących jest taki tłum, że nawet nie podchodzimy. Zresztą podłoga to idealne miejsce do zabawysamochodzikami. Podczas nieobecności Adama ranga przenośnego nocnik Potette wzrasta przynajmniej pięciokrotnie – sprawa zostaje załatwiona w ciągu kilku minuti nikt z siedzących koło nas osób nie zauważył sytuacji.
Adam: Ok. Obszedłem cały dworzec. Kiedyś dla mnie szczytem brudu, syfu i
smrodu były dworce OlsztynGłówny oraz Warszawa Wschodnia – jednak okazało się, że ten przebił je o jeden poziom. Na dole była dość duża jadłodajnia. Jednak zapach, który z niej sięwydobywał spowodował, że nie byłem w stanie tam wejść. Zresztą nie tylko ja, bo kilku lokalesów cofało się po uderzeniu zapachem. Przeszedłem się górą dworca, nieznalazłem jednak nic sensownego do jedzenia. Sprawdziłem gdzie jest najbliższy 7/11 i okazało się, że jest po drugiej stronie ulicy od bocznego wyjścia. Kupiłem 2wielkie siaty picia i jedzenia i dostałem jakieś naklejkokupony!
Po 30min wraca dumny Adam dzierżąc dwie reklamówki z napojami, bananami i ciastkami francuskimi.Jednak to nie zakupy tak go napawają dumą lecz otrzymane trzy naklejki! Chyba zamierza zdobyć jakieś tajlandzkie świeżaki.

Adam: Z Krzysztofem chodzimy oglądać pociągi stojące na peronie, dworzec i okolice, robimy zdjęcia i powoli się niecierpliwimy.
Pociąg zostaje postawiony ok. 30minprzed odjazdem. Idziemy i idziemy, i idziemy wzdłuż pociągu szukając napisu „Chiang Mai” oraz wagonu nr 2 w 2 klasie. Mina mi rzednie ponieważ wagony zaczynająwyglądać coraz gorzej. Zamiast do wagonu z przedziałami, w których w każdym są po 4 łóżka trafiamy do otwartego „kurnika”, gdzie na pierwszy rzut oka może i nagórze są łóżka ale na dole są zwykłe siedzenia. Pani sprzedająca sok pomarańczowy potwierdza, że jesteśmy w dobrym wagonie i wskazuje nam miejsca, przy którychakurat stoimy. Wręcza nam również ulotkę z posiłkami i usiłuje namówić nas na obiad i śniadanie. Jestem tak otumaniona, że biorę ulotkę, sok dla Krzysia i dopiero podłuższej chwili dociera do mnie wyjaśnienia Adama, że po pierwsze dolne łóżka rozkładają się a po drugie prawdopodobnie zostały podstawione inne wagony.Chcieliśmy folklor to mamy folklor.
Adam: Tak kończy się, jak się męża nie słucha.

Dziecku bardzo podoba się, szczególnie wchodzenie po drabince na górne łóżko i po chwili schodzenie a raczej zdejmowanie przez rodziców. Zanim wreszcie zaśnie
zrobi tak chyba z 50 razy. Pociąg rusza z 15 minutowym opóźnieniem i po chwili nadchodzi konduktor z księgowym i zwracają nam 100thb, prawdopodobnie za
niedogodności związaną ze zmianą wagonu. Adam: Żeby tylko z księgowym… to była grupa 3 osób, w tym 2 w mundurach, w tym jednej z całą piersią orderów. To
własnie ten z orderami zabrał nasz bilet i z grubego pliku banknotów 100tbh wybrał nam 2 banknoty i oddał za pokwitowaniem. Ale bilety zabrał…. Czas do pójścia
spać upływa nam na opędzaniu się od nachalnej pani, która cały czas próbuje namówić nas na jakiś posiłek a pilnowaniem Krzysia, żeby nie spadł z górnego łóżka.
Wreszcie wszyscy powoli zbierają się do spania a najważniejszą osobą staje się Project Development Manager od Ścielenia Łóżek. Dolne siedzenia zamieniane są na
łóżka – rozkładane są materace, poduszki otrzymują poszewki a materace prześcieradła, zawieszane są też niebieskie zasłonki, które pozwalają na odgrodzenie się od
korytarza. Dostajemy też koce podobne do grubych ręczników. W trakcie ścielenia idziemy umyć zęby i o ile wagon, łóżka i korytarz są całkiem ok to część sanitarna
jest mocno syfiata. Na szczęście mycie zębów idzie szybko. Za to na swoje łóżko Krzyś wylewa wodę. Wyciągamy swoje prześcieradło, materac odwracamy na drugą
stronę i próbujemy położyć spać potomka. Zajmuje na to chyba ze 2 godziny i kończy się tym, że ładuje mi się do łóżka i po 14-krotnej zmianie pozycji zasypia. Nasze
profesjonalne doświadczenie podróżnicze podpowiedziało nam, żeby do spania ubrać go na długą nogawkę i porządnie przykryć niestety jakoś fakt, że my również
powinniśmy ubrać się cieplej nie dotarł do mnie.

Trochę jak w trumnie

W związku z tym jak udało mi się wreszcie zasnąć to obudziłam się tak zmarznięta, że wyciągnęłam skarpetki i polar zarówno dla siebie jak i Adama. Próbowałamdelikatnie przykryć Adama jednak jedyne co mi się udało to go obudzić. Górne łóżko było droższe czyli niby powinno być wygodniejsze ale ponieważ w korytarzu przezcałą noc pali się światło a między zasłonką z sufitem jest szpara na 3 palce to nie ma możliwości zaciemnienia swojej koi. Dodatkowo długość łóżka to jakieś max190cm co oznacza, że Adam czuje się jak w jasno oświetlonej trumnie. W efekcie noc w pociągu to w jego wypadku przespane jakieś 3 godziny, w moim chyba z 5.
Adam: Nie będę się skarżył. Nie było źle. Mam 182 cm wzrostu (rano) i opierając się stopami o ścianę, włosy smyrały mi drugą ścianę. Światło paliło się non stop.Dodatkowo co jakieś 15 minut słyszałem, że Krzyś płacze albo wychodzi ze swojego miejsca, więc szybko spadałem ze swojego miejsca, zaglądałem za kotarę i…widziałem słodko śpiącego gnoma… I tak wiele wiele razy. Masakra. Następnym razem wziąłbym dolne miejsce i poszedł spać z gnomem, pewnie byłoby mniejwygodnie, ale większa szansa, że bym się wyspał.
PORANEK

Rano budzi mnie nachalna pani od posiłków a Krzysia budzi Adam, któremu nerwica cały czas podpowiadała, że młody budzi się i go woła, więc co i rusz schodził i sprawdzał, co się dzieje u dziecka za zasłonką. ProjectDevelopment Manager od Ścielenia Łóżek awansował na Directora i po kolei wygania nas z łóżek, żeby doprowadzić wagon do porządku. Mokry materac budzi jego wielką dezaprobatę ale ponieważ to tylko woda udaje namsię uzyskać wybaczenie. Dostajemy kawę, na szczęście nie jest wyjątkowo lurowata, i bierzemy sok dla Krzysia. Za te luksusy przyjdzie nam zapłacić 260thb. Do Chiang Mai docieramy z 15min opóźnieniem.
Adam: ZKrzysiem zwiedzamy cały pociąg, przeskakując przestrzenie między wagonami i ogólnie budząc spore zainteresowanie współpasażerów.

Zostaw po sobie ślad