Mimo braku budzika Krzyś budzi nas ok. 8. Pakujemy się i schodzimy na śniadanie. Tym razem jajecznica nie wzbudza w Krzysiu takiego entuzjazmu ale coś tam zjada. Płacimy za pranie i dotychczasowe śniadania. Ponieważw nocy dotarły instrukcje brata jakie przyprawy kupić na targu zostawiamy plecaki i i po burzliwej wymianie zdań z Krzysztofem idziemy na zakupy. Mimo iż przechowanie plecaka kosztuje 50thb pani nie bierze od nas anibatha. Po powrocie z zakupów Adam zamawia Graba – orientacyjny koszt dojazdu do lotniska to 100-150thb. Taksówka przyjeżdża po 10min i zostawia nas pod wejściem nr 5 lotów krajowych (domestic flights). Ku mojemuzaskoczeniu płacimy 22thb dzięki skorzystaniu z kodu rabatowego i promocji na Chiang Mai. Kierowca pomaga nam zorganizować wózek i wypakować bagaże. Stanowczo lubię tą sieć. Przechodzimy przez bramkibezpieczeństwa i kierujemy się całkiem w prawo. Okazuje się, że to dobry kierunek ponieważ na końcu znajdujemy sieć Hertza, w której wypożyczyliśmy samochód. Korzystaliśmy z wyszukiwarki
rentalcars
, z którejkorzystaliśmy również podczas wyjazdu do Szkocji 3 lata temu. Pani kseruje nasze paszporty, prawo jazdy (zarówno te polskie jak i międzynarodowe) oraz kartę kredytową Adama. Obciąża ją kaucją 10.000thb za samochódoraz kwotą 1.605thb za fotelik samochodowy. Dostajemy hondę city zamiast toyoty altis. Szybkie obejrzenie samochodu podczas którego pracownik wypożyczalni sumiennie zaznacza wszelkie zadrapania samochodu(wszystkie koła oraz z tyłu na bagażniku). Pan montuje nam fotelik i po chwili niepewności ruszamy w drogę. Przed nami około 308 km oraz 4 godziny 20 minut jazdy a cel podróży to miasto Sukothai. Adam uparcie odsuwasię od prawej strony więc co i rusz lewymi kołami zbliżamy się do pobocza albo jedziemy po sąsiednim pasie. Ponieważ ruszyliśmy na głodniaka rozglądamy się za miejscem, gdzie moglibyśmy coś zjeść. Niestety nic niebudzi naszego zaufania a w jednym z miejsc, do którego zajeżdżamy nie ma nikogo. Wreszcie decydujemy się na zajechanie do naszego odpowiednika MOPa na autostradzie. Pomysł wyglądał na dobry dopóki nie weszliśmydo środka. Pierwsze wrażenie – PRL pełną gębą, miejsce opuszczone przez Boga. No nic. Zatrzymaliśmy się więc tu zjemy. Czujemy się jak pierwsi klienci w tym roku. Decydujemy się na 2 pad thai’e i wodę sodową z sokiemkiwi i chyba jagodową bez lodu. Pad thai jest z tofu ale szybko rozprawiamy się w trójkę dwoma talerzami. Jeszcze siku i ruszamy w dalszą drogę. Sprawdzam, o której zachodzi słońce – 17.46 i wiemy już, że dojedziemy jakbędzie zupełnie ciemno czyli tuż przed 19. Po pewnym czasie Krzyś zasypia, ja wyciągam laptopa, żeby trochę popisać a Adam czuje się coraz pewniej za kierownicą. Dzięki kombinacji internetu, gpsu i google maps do AtHome Sukothai docieramy bez problemu.
Nocleg w At Home Sukothai

Z rozpędu Adam parkuje pod wiatą. Sympatyczni gospodarze częstują nas wodą z lodem, dają mapkę z zaznaczonym miejscem, gdzie zjeść i którędy dojechać do kompleksu, który zamierzamy zwiedzić oraz pokazują pokójna pierwszym piętrze. Pokój przestronny z czyściutką łazienką w japońskim klimacie.

Kolacja w Night Market Sukothai
Szybkie ogarnięcie się i idziemy na Night Market coś zjeść. PO drodze Adam pstryka kilka zdjęć, m. In. Wieży zegarowej stojącej po środku miasta.

Dzięki mapce docieramy bez problemu ale mimo iż jest ok. 20 miasto wygląda jak wymarłe a stragany zaczynają się zwijać. Do kolacji zamawiamy 2 duże piwa. Trzeba jakoś uczcić pierwsze 300 km lewostronnego ruchu.Wracając na kwaterę drogę przebiega nam duży karaluch, a później kolejne. Adam z Krzysiem uważają to za wielką zabawę ja modlę się, żeby żaden nie przebieg mi po nodze bo swoim wrzaskiem postawię wszystkichmieszkańców na nogi. Zahaczamy o 7/11 i dostajemy kolejne punkciki – może jednak uzbieramy na jakiegoś świeżaka?. Chłopaki oczywiście są pierwsi pod prysznicem. Zasypiamy szybko.

Zostaw po sobie ślad