Plan na dziś – dostać się do Ubud. Alternatywny są dwie – albo kombinujemy lokalnym transportem (BEMO) do portu, potem do Denpasar a następnie do Ubud, albo weźmiemy coś prywatnego. Zwyciężyła opcja druga, z domieszką zwiedzania. Nasz szef hotelu zabrał nas do Ubud trasą widokową. Najpierw dotarliśmy do bardzo ładnej świątyni. Żeby nie było, w świątyni byliśmy koło 9, czyli koło 8 musieliśmy wyjechać, czyli koło 7 wstać. Jak na nas to prawie wieczorem. Świątynka była położona na kilku poziomach. Na najwyższym było coś, co przypomniało mi z lekka Borobudur. Tam też Michał zażyczył sobie zdjęcia w pozycji mnicha, albo kung-fu pandy. To wyszło o tyle dobrze, że dostaliśmy szmaty na zasłonięcie się – i Michał mógł od biedy za pandę uchodzić, nawet taką kung-fu.

Zostaw po sobie ślad

Podobne wpisy