Chciałbym napisać, że dziś się wyspaliśmy. Jeśli ktoś wysypia się do 6:30, to może i się wyspał. Dziś na 8:00 mamy zwiedzanie West Bali National Park. Po śniadaniu właściciel hotelu zawiózł nas na parking, gdzie spotkaliśmy naszego przewodnika. Dostaliśmy krem przeciw komarom (ładnie pachnący!) oraz wodę i rozpoczęliśmy zwiedzanie od nabrzeża. Zalewowe lasy mangrowe wyglądają z bliska całkiem fajnie, a wśród nich żyją stada zwierząt. Na nasz widok uciekła iguana, jakieś ptaki i jedyne co nie uciekło, to krab. Ale może dlatego, że już był zdechły. Po wodzie biegają śmieszne kijanki, które nasz przewodnik nazywał Mud Skipper. Może nie jakieś spektakularne, ale było ich na tyle dużo, że każdy z nas znalazł swoją własną do oglądania. W ziemi co chwilę widzieliśmy dziury, zastanawialiśmy się, czy to myszy czy inne paskudztwo – okazało się jednak, że to kraby robią sobie jamki, w których mieszkają. Zobaczyliśmy też z daleka poławiaczy pereł. Następnie opuściliśmy nabrzeże i powędrowaliśmy w stronę wzgórz. Po drodze, poza skromną ilością kwiatów, zapoznaliśmy się z mimozą. Strasznie wstydliwa bestia – gdy ja dotknąć, zamyka listki i udaje zwiędłą. Im dalej w las, tym więcej drzew. I cieplej, i wilgotniej. Zaczynamy płynąć potem. A potem wchodzimy na szczyt wzniesienia i oglądamy widok z góry. Wedle Lipka ładny, wedle mnie – japoński – takise. Wleźliśmy, popatrzyliśmy i poszliśmy w dół. Przeszliśmy niczym rącze łanie i łosie strumień, połaziliśmy pooglądaliśmy… Ogólnie fajnie, ale… nie podbiło serca mego. Jedyny ciekawszy kawałek był jak Nina wpadała do strumienia. Ciekawe czy na filmiku się nagrało. Interesujące było drzewo krokodyle (L: krokodylowe?) – z takimi naroślami na korze, jak skóra krokodyla. Kolejną rzeczą fajną były liany, które rosły na drzewie i powoli zaciskały się, zabijając swojego żywiciela. Trochę przejść pod przewalonymi drzewami, przeprawa pod połamanymi drzewami, przejście strumienia po drzewie. Tak bez jakieś nadmiernej ekscytacji. Zrobiliśmy w 2,5h około 5 kilometrów, byliśmy mokrzy i lekko zmęczeni. Dodatkowo pewne poczucie niedosytu nie pozwoliło nam być nadmiernie zadowolonymi. Na szczęście mieliśmy jeszcze na ten dzień plan! Wyprawa łodzią na rafę. Kolorową, albo koralową. (L: albo jedno i drugie). Zostaliśmy zawiezieni na brzeg morza, zapakowani do łodzi z dwójką Francuzów oraz naszym obiadem i popłynęliśmy przed siebie. Płynęliśmy ze 30 minut, na koniec dopłynąwszy do wyspy, przy której zacumowane było z 15 łodzi a w płytkiej, nieprzezroczystej wodzie taplał się tabun turystów. „O kurfa… ale będzie tragedia” – spojrzenie Michała i moje mówiło dokładnie to samo. Weszliśmy do wody, przepłynęliśmy kawałek i musieliśmy odszczekać wszystko. Zdecydowanie najładniejsza rafa jaką kiedykolwiek widziałem (nie to, żebym jakoś dużo raf widział – w sumie chyba jedynie w Meksyku). Kolorowe ryby, życie morskie…  Przypomniało mi się ostrzeżenie Lipka, że jego kolega chciał zajumać kawałek korala i schował sobie w majtki. Po dotarciu do hotelu okazało się, że jest poparzony. I bardzo kurfamać dobrze. Psujom rafy mówimy nie i jak go zobaczymy, to mu to powiemy. Niech czuje się publicznie napiętnowany. Piękne rzeczy są od patrzenia, a nie chowania w majtki. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało… (L: zgadzam się – w biustonosze też się nie powinno chować pięknych rzeczy, tylko oglądać). Płynęliśmy nad uskokiem – robi wrażenie… żałowaliśmy z Niną, że nie wzięliśmy nurkowania – musiałoby być fantastyczne. Ale nie można zostawiać Lipków przy powierzchni, bo nie wiadomo, co w międzyczasie wymyślą. Jak znam Iwonę, to znów jakąś aktywność, chodzenie, zwiedzanie czy inną rzecz nie pozwalającą spokojnie spędzać urlopu. Po jakimś czasie wróciliśmy na łódź i zjedliśmy obiad. Byliśmy przekonani, że wracamy na ląd, gdy powiedziano nam, że płyniemy w kolejne miejsce. Rewelacja! Tu skakaliśmy do wody bezpośrednio z łodzi a łajba płynęła za nami z prądem. Było mniej ludzi, może odrobine słabsze widoki, ale też było super. Aczkolwiek wersje co się komu bardziej podobało, było mocno podzielone. W drodze powrotnej widzieliśmy łodzie z odświętnie ubranymi Balijczykami, płynącymi na wyspę, złożyć dary w świątyni.

Zostaw po sobie ślad

Podobne wpisy