Dziś czas opuścić gościnne progi Marty, dać jej wreszcie odpocząć, czyli ruszyć w dalszą drogę, Po śniadaniu zostaliśmy zawiezieni na dworzec i pozostawieni samym sobie. Część rzeczy zostawiliśmy u Marty, więc mieliśmy tylko 2 duże plecaki. Kupiliśmy bilet do San Miguel de Allende, w jakimś ekstra autobusie, PrimeraPlus. 300 peso. By dostać się do autobusu, trzeba było przejść przez skanowanie bagażu i obmacywano. Następnie dostawało się woreczek z piciem, kanapkami, ciasteczkiem i orzeszkami i kolejna kontrola. Bagażu poręcznego kolejny raz oraz wykrywacz metalu. Dopiero można wejść do autobusu. W autobusie tyle miejsca, że chyba więcej niż w domu, podkładki pod nogi, by się nie męczyły, każdy ma monitorek dotykowy z androidem, gdzie ma centrum multimedialne, słuchawki, Internet bezprzewodowy… żyć nie umierać, 4 przyjemne godziny się szykują…

A dodatkowo przed startem pan nagrał na kamerę buzie wszystkich – chyba do przyszłej identyfikacji ciał. Następnie kierowca przyszedł przedstawił się – tyle zrozumiałam – potem powiedział coś jeszcze i ruszyliśmy.

Nina, Wyjazdowo.com

Dojechaliśmy bez problemu, niecałe 3,5h to zajęło. Dopadliśmy taksówkę i pojechaliśmy na podbój hosteli. W sumie podbiliśmy pierwszy, Alcatraz. Okazało się, że poza nami, jest tu chyba jeszcze tylko jedna osoba. Zostawiliśmy rzeczy i poszliśmy połazić po mieście. Całkiem sympatyczne miasteczko, malowniczo położone. Wąskie uliczki, aż chciało się spacerować (przesunęliśmy dzięki temu limit na spacerów na rok 2017)

Chyba musimy porozmawiać na osobności – chodzenie na spacery wymaga chodzenia za rękę a Ciebie ciężko było zlokalizować w promieniu 2 m
Nina, Wyjazdowo.com

Było braciszka za łapkę trzymać.

Adam, Wyjazdowo.com

To czym zaskakuje to miasto, to ilość kościołów na metr kwadratowy. Co krok to kościół. Nawet małe luki między domami wypełnione są przez kościoły. Poszliśmy sobie na mrożony jogurt, z owockami, oraz zjedliśmy też bodaj esquites – gotowane ziarna kukurydzy z majonezem i serkiem. Pyszota. Na kolację zaś kupiliśmy tortas, wielką bułę z mięchem zieleniną i innymi ciekawostkami – napycha porządnie i jest smaczna. Do tego sok z pomarańczy…

Ogólnie jak dla mnie miasteczko na 3h zwiedzania. Fajnie się łaziło, ale po jakimś czasie już wszystkie uliczki są podobne do siebie. Kościoły też. Tak więc miejscowość fajna, ale na chwilę. Dobrze, że rano ruszamy dalej.

Zostaw po sobie ślad