Dziś czas opuścić gościnne progi Marty, dać jej wreszcie odpocząć, czyli ruszyć w dalszą drogę, Po śniadaniu zostaliśmy zawiezieni na dworzec i pozostawieni samym sobie. Część rzeczy zostawiliśmy u Marty, więc mieliśmy tylko 2 duże plecaki. Kupiliśmy bilet do San Miguel de Allende, w jakimś ekstra autobusie, PrimeraPlus. 300 peso. By dostać się do autobusu, trzeba było przejść przez skanowanie bagażu i obmacywano. Następnie dostawało się woreczek z piciem, kanapkami, ciasteczkiem i orzeszkami i kolejna kontrola. Bagażu poręcznego kolejny raz oraz wykrywacz metalu. Dopiero można wejść do autobusu. W autobusie tyle miejsca, że chyba więcej niż w domu, podkładki pod nogi, by się nie męczyły, każdy ma monitorek dotykowy z androidem, gdzie ma centrum multimedialne, słuchawki, Internet bezprzewodowy… żyć nie umierać, 4 przyjemne godziny się szykują…(Nina: a dodatkowo przed startem pan nagrał na kamerę buzie wszystkich – chyba do przyszłej identyfikacji ciał. Następnie kierowca przyszedł przedstawił się – tyle zrozumiałam – potem powiedział coś jeszcze i ruszyliśmy)