Wstaliśmy skoro świt (zaskoczeni? Przecież mamy Ninusia, który budzi się z kurami. Albo i wcześniej i panikuje…) (Nina: nie panikuje. Po prostu jesteśmy dobrze przygotowani i punktualni). Na śniadanie Marta zrobiła typową jajecznicę meksykańską, z papryką i innymi cusiami (Nina: i cebulą, i papryczką chili). Następnie wyjechaliśmy na puste ulice Ciudad de Mexico. Wyjechaliśmy we czwórkę, bo Michała męczył katar, przeziębienie i inne choroby do tego stopnia, że nawet piwa nie chciał. Zastanawialiśmy się w związku z tym nad księdzem z ostatnim namaszczeniem, lecz nie wiemy, czy to by coś dało. Kilometr od Teotihuacán pojawiło się więcej aut. Dokładnie tyle, że zablokowało drogę. To ludzie jadący zobaczyć najsłynniejsze piramidy w Meksyku. Przyznam się, że byłem zaskoczony ich wielkością. Piramidę słońca widać już ze sporej odległości. Ma ponad 60 metrów wysokości i prawie 250 m szerokości podstawy. Wcześniejsze piramidy były dużo mniejsze.

 

Zostaw po sobie ślad

Podobne wpisy